.

John Humphrys, „Bóg, w którego wątpimy”

?

John Humphrys  nie jest teologiem. Nie jest także biologiem od ewolucji. Może zatem nie powinien pisać książki z Bogiem w tytule. John Humphrys jest dziennikarzem. Jako dziennikarz zjechał kawał świata; mówi o wydarzeniach, nie dających się logicznie powiązać ze sprawiedliwością miłosiernego Boga. Opisuje też ludzkie zachowania (takie, które rzeczywiście miały miejsce) jakich nie wyjaśnią pragnący dowieść, iż człowiekiem kieruje wyłącznie interes naszych genów. Ani wnikliwe analizy dzieł Dawkinsa – wojującego ateisty – i jego miłośników (może właściwsze słowo: wyznawców), ani długie dysputy z mocno zaangażowanymi w działalność instytucji trzech monoteistycznych religii teologami, nie uprościły Humphrysowi dylematu: czy wierzyć w Boga? To nawet nie kwestia pytania o to, czy On istnieje, ale: czy w Niego wierzyć?

John Humphrys  nie jest teologiem. Nie jest także biologiem od ewolucji. Może zatem nie powinien pisać książki z Bogiem w tytule. John Humphrys jest dziennikarzem. Jako dziennikarz zjechał kawał świata; mówi o wydarzeniach, nie dających się logicznie powiązać ze sprawiedliwością miłosiernego Boga. Opisuje też ludzkie zachowania (takie, które rzeczywiście miały miejsce) jakich nie wyjaśnią pragnący dowieść, iż człowiekiem kieruje wyłącznie interes naszych genów. Ani wnikliwe analizy dzieł Dawkinsa – wojującego ateisty – i jego miłośników (może właściwsze słowo: wyznawców), ani długie dysputy z mocno zaangażowanymi w działalność instytucji trzech monoteistycznych religii teologami, nie uprościły Humphrysowi dylematu: czy wierzyć w Boga? To nawet nie kwestia pytania o to, czy On istnieje, ale: czy w Niego wierzyć?

Ateistom bardzo łatwo wyjaśnić swoje racje – wystarczy wskazać niespójności w naukach religijnych; każdy logicznie myślący człowiek musi przyznać, że coś tu nie gra – sama Biblia jest interpretowana na niezliczoną ilość sposobów. Ludzie religijni zaś, nie potrzebują logiki, by wierzyć. Wszelkie „dowody na istnienie Boga” mogłyby nawet podważyć ich wiarę. Dowód sprawiłby, iż byłaby po prostu zbędna. Niczego się nie da w tej sprawie objaśnić. Sam Humphrys deklaruje: istnieje czy nie istnieje, odpowiem krótko: nie wiem. Książka ta jest przeznaczona dla milionów takich jak ja, którzy poświęcają Bogu wiele myśli i którym, mimo szczerych chęci, nie udało się dojść do jakiegokolwiek jednoznacznego wniosku. Te miliony wątpią, co ich prawdopodobnie nieco zawstydza. Choć wątpić, czyli zajmować pozycję między wiarą a niewiarą, to wygodna opcja, czyż nie tak? Nie, nie tak.

Tak więc, Humphrys do niczego nie przekonuje. Sam też nie jest przekonany. Przedstawia perspektywy odbiorców cyklu programów telewizyjnych, w których prowadził rozmowy z teologami. Zwierzenia, zapisane w listach otrzymanych po emisji audycji dają do zrozumienia najbardziej aroganckim bezkompromisowym ateistom intelektualistom, że to nie jest kwestia intelektu. Naukowcy, co wynika z ich dzieł, nie zawsze stoją po innej, niż zdeklarowani wierzący, stronie barykady. Największe wrażenie robią wypowiedzi „potężnych mózgów świata tego” takich jak Stephen Hawking, nie negujących wcale istnienia Boga: kompletna teoria, raz odkryta, stanie się z czasem zrozumiała dla każdego, nie tylko dla kilku naukowców. Zatem, powinniśmy wszyscy, filozofowie, naukowcy i po prostu zwykli ludzie włączyć się do dyskusji i pytać, jak to się stało, że istnieje wszechświat, a my razem z nim. Jeżeli znajdziemy odpowiedź, będzie to niebywały triumf rozumu ludzkiego – ponieważ wtedy powinniśmy poznać umysł Boga.

Wydaje się, że zarówno naukowcy z obrębu nauk przyrodniczych, jak i teologowie  w swoich wyjaśnieniach krążą wokół sedna, choć w znacznej od niego odległości. O wiele bliżej do niego mają ci, którzy wierzą „po prostu”. Dlaczego jedni wierzą, a inni nie? – Humphrys śledzi możliwości odpowiedzi na to pytanie, żadna nie jest doskonała. Nie znajduje dobrej odpowiedzi na pytanie, czy świat nie jest dla wszystkich jednakowo dobry z powodu Pana Boga i jego nieprzeniknionych planów wobec uczestników ludzkiego padołu, czy religii, czy po prostu zło panoszy się wśród ludzi, bo sami wszystko psują.

Choć we mnie samej ludzie nie posiadający wątpliwości budzą obawy, przypuszczam, że miło jest być pewnym swego, mieć określone  poglądy, stabilne stanowisko w sprawie tego, co wprowadza świat w ruch – interes genu, czy palec Boży. Humphrys – zawieszony pomiędzy wiarą i niewiarą, nieustannie dociekający, pozostający w niepokoju – znajduje u mnie posłuch. Wątpienie Humphrysa, jego konstruktywne podważanie ukształtowanych już koncepcji, chętnie podejmowanych (nierzadko na wiarę) przez umysły, daje przyzwolenie na szczere „nie wiem”. Ci, którzy niekoniecznie szukają autorytetu – ani w religii, ani w teoriach naukowców; ci, których trudno posądzić o to, że w wierze, lub dociekaniach teoretycznych szukają jedynie ukojenia swojej niemocy, rozwiązania problemu braku samodzielności (także intelektualnej) – tym pozostaje wątpienie. Człowiek wątpiący, często przytakujący, że „jest raczej coś, niż nic” nie musi udawać, że zdecydowanie jest za lub przeciw. Wygodne? Wręcz przeciwnie – odpowiada Humprhrys.

Justyna Polakowska

John Humphrys, „Bóg, w którego wątpimy”, wydawnictwo PIW, 2011