.

Hugh Thomson „Tequila Oil, czyli jak zagubić się w Meksyku”

Meksyk rzeczy znalezionych.

Hugh Thomson na początku książki sugeruje, że czytelnik będzie miał do czynienia z powieścią łotrzykowską. Łotrzykiem jest on sam w wieku lat osiemnastu. Jak ulał pasuje do definicji głównej postaci tego gatunku „stanowiącego zwykle mozaikę przygód szelmowskiego bohatera”. Młody Thomson sunie przez Meksyk raz po raz pakując się w kłopoty. Książka nie jest jednak jedynie spisem przygód. Uniemożliwia to refleksyjna natura bohatera. Dużo myśli, dużo czyta. Prócz kaset z nagraniami Sex Pistols wiezie ze sobą całkiem pokaźną biblioteczkę, której książki omawiają dużo wcześniej odbyte wyprawy do Meksyku.

Do refleksji skłania Thomsona samo zjawisko podróży. Po pierwsze nie zgadza się z pisarzami lat 30. XX-go wieku przekonanymi o edukacyjnych walorach wędrówek. Podziela raczej zdanie Evelyna Waugh, że podróżujemy przede wszystkim w celu ucieczki przed nudą. Dla Thomsona podróż jest nie tyle bodźcem pobudzającym myślenie, ile raczej środkiem uspokajającym, czymś w rodzaju nastrojowego filmu, wyświetlanego bezustannie wokół nas, ciągiem krajobrazów i scenek z życia innych ludzi, które pozwalają się nam oderwać od własnych spraw.

Po drugie w podróży dąży się do weryfikacji wyobrażeń, stereotypów w myśleniu o miejscu, do którego się udajemy. Pisze: [t]o właśnie rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością tworzy w naszych oczach obraz kraju. Dlatego też literatura podróżnicza miewa na swoich czytelników znacznie większy wpływ, niż są gotowi przyznać. Thomson dostrzega nierozerwalny związek między podróżami i literaturą. Literatura skłania nas do podejmowania wypraw w konkretne miejsca, ale też do wycieczek emocjonalnych i duchowych. Czy Gustaw z „Dziadów” byłby za życia w niebie gdyby nie naczytał się książek zbójeckich? Czy Madame Bovary użyłaby życia, gdyby nie znalazła czasu pośród praktycznych zajęć na czytanie romansów? Thompson podejrzewa, że Corteza do opanowania kraju Azteków pchnął podziw konkwistadora dla czynów bohaterów eposów rycerskich.

Zawarte w literaturze pięknej opisy przyrody potrafią wygnać czytelnika – mieszczucha na wieś, biografie o karierach self-made-manów – mieszkańców małych miasteczek do stołecznych, zaś opowieści science fiction – w kosmos. Na literaturze można nieźle pojechać – bywa, że nawet przez cały Meksyk. Może zanim wypożyczymy jakąkolwiek książkę powinniśmy zapytać bibliotekarza „co ta książka robi?” albo „dokąd będziemy pragnęli się dostać po lekturze?”

Literatura potrafi też narzucić styl podróży. „Tequila Oil” przywodzi na myśl „W drodze” Jacka Kerouaca. Szalona wyprawa bez prawa jazdy, nie zawsze na trzeźwo – to w stylu beatników. W stylu bardzo pasującym do powieści łotrzykowskiej, wywołującej w czytelniku chęć wyruszenia w podróż, podczas której zdamy się na łut szczęścia, będziemy nieostrożni, spontaniczni, nie raz zaryzykujemy. Takie ciągoty wyzwala lektura książki Thomsona. Także tęsknotę za krainą tak różną od naszego świata, że ciarki przejdą nam po plecach, kiedy się w niej znajdziemy. Krainą, którą odkryjemy z hukiem jak Cortez i po wariacku jak Thomson. Wszystko jedno, czy pragniemy się w niej zagubić (podtytuł książki oferuje poradę „jak zagubić się w Meksyku”) czy odnaleźć.

Stanisław Krzaczyński

Hugh Thomson „Tequila Oil, czyli jak zagubić się w Meksyku”, przełożyła Agnieszka Wilga, wydawnictwo Czarne, 2012