.

Italo Calvino „Baśnie włoskie”

Otóż wierzę, że baśnie są prawdziwe

Italo Calvino spisał baśnie włoskie – z wszystkich regionów kraju, różne warianty ludowych opowieści. Napisał je wszystkie na nowo. 200 baśni! Jak dużo czasu spędził w bibliotece wertując opracowania folklorystów, śledząc najróżniejsze wersje opowieści, znajdując te same w kilku dialektach? Jak dużo czasu trzeba spędzić w tym świecie, by finalnie zadeklarować: Otóż wierzę, że baśnie są prawdziwe. I co to proste stwierdzenie znaczy?

To właściwie nic szczególnego. Ludzie na skalę globalną wierzą w opowieści o bohaterach – zbawicielach. Powtarzają je wciąż z namaszczeniem, przekonując się nawzajem o ich prawdziwości. Baśnie także bierze się na wiarę. Antropolodzy, psychoanalitycy, lingwiści traktują je swoimi narzędziami. Czy jednak sprawdzają w ten sposób „prawdziwość” baśni?

Otóż ja także wierzę w baśnie. Od bardzo dawna. Na długo zanim poznałam kilka kulturologicznych teorii, które miały baśnie „wytłumaczyć”. Choć bardzo interesujące, przeczuwałam jednak, że teorie te nie dotykają sedna. Zafascynowana omówieniami specjalistów zanurzyłam się w nich, a później zostawiłam i tylko słuchałam baśni – po prostu – śledziłam fabuły. Od czasu do czasu czując ukłucie, bo coś w tej czy innej opowieści przypomniało mi którąś część mnie. I nadstawiałam baczniej ucha, aby dosłyszeć odpowiedź na pytanie, które zdążyłam sobie już zadać albo nie zostało jeszcze postawione. Wyobrażając sobie Calvino wertującego tomy, spędzającego lata na drążeniu kolejnych ścieżek wśród wariantów wątków zastanawiam się co znaczy to wierzę, że baśnie są prawdziwe, aby podłączyć się do stanu tej cudownej szajby jaki pisarz musiał osiągnąć podczas pracy nad trzema tomami baśni.

Wierzę, że za fasadą zdarzeń działają ponadczasowe metafizyczne maszynerie, że działają siły, które choć ukryte mają władzę nad trójwymiarową rzeczywistością. To przez nieumiejętność obchodzenia się z nimi zdarza nam się tkwić w opresji – ograniczeni swoimi słabościami. To za sił tych przyzwoleniem i ich pomocą potrafimy ostatecznie słabości przezwyciężyć. Wypowiadane słowa miewają moc decydowania, uczynki poruszają kosmiczną maszynerię, choć nie musimy dostrzegać tych zależności.

Lubię słuchać baśni o dziewczynce sprzedanej z gruszkami. To jedna z mówiących mi o tym, że nasze ułomności, albo doznane krzywdy nie są wyrokami, a tylko znakiem szczególnym wyznaczającym drogę, choć nieprostą, ku pełni. Podoba mi się w tej baśni książę, który by napotkać ukochaną chowa się w skrzyni z węglem – chłopak się nie boi umorusać dla miłości. Jest jeszcze kilka innych baśni, które sprawiają, że potrafię się cieszyć z błędów i braków jako z apoteozy doskonałości. Czy to miał na myśli Calvino przesiadujący w bibliotece? Pisał o baśniach: W tym repertuarze schematów mieści się wszystko: bezlitosny podział na władców i poddanych, którzy jednak w takiej samej mierze podlegają igraszkom losu; prześladowanie niewinnego i powzięty przezeń odwet jako wyraz wewnętrznej dwoistości człowieka; uczucie, które mija, zanim zdąży się go zaznać, uleganie czarom i złym urokom, czyli wpływom nieznanych mocy, a także wysiłek czyniony w celu samookreślenia i wyzwolenia siebie oraz innych w imię elementarnej powinności; wierność zobowiązaniom i czystość serca jako fundamentalne cnoty niosące ocalenie i zwycięstwo (…).

Nie wiem, czy się z Calvino zrozumieliśmy. Właściwie nie ma to znaczenia. Dość, że pisarz dostarczył trzech tomów baśni. (Praca na miarę twórczości braci Grimm.) Jeden z cenniejszych pisarzy włoskich XX wieku uznał za warte czasu zakopać się w starych opowieściach ludowych na kilka lat, by oświadczyć: Otóż wierzę, że baśnie są prawdziwe.

JP

Italo Calvino „Baśnie włoskie” Tom I, wydawnictwo Czuły Barbarzyńca, 2012