.

Singri Sandberg „Ciemność”

Ciemności, moja stara przyjaciółko

Singri Sandberg – dziennikarka wyjeżdża na północ swojego skandynawskiego kraju, by zanurzyć się w ciemności. W małym domku wśród śniegów czyta i pisze – o świetle, o jego rodzajach, o jego nadmiarze we współczesnym świecie, o ciemności, czarnych dziurach. Rozwija kontekst kulturowy postrzegania światła i ciemności. Sandberg nie rozpisuje się specjalnie, jednak stara się wziąć pod uwagę szerokie spektrum możliwości potraktowania tematu. Podejmuje zagadnienia z zakresu fizyki, nauk medycznych, sięga także do poezji. Ale to nie ciekawostki ze świata nauki i sztuki fascynują mnie w tej książce najbardziej. To raczej to, co autorka robi w swojej małej chatce na odludziu poza czytaniem i pisaniem.

Odkąd pamiętam bałam się ciemności równocześnie czując, że bardzo mnie ona pociąga. Najczęściej zostawiam małe światełko, kiedy śpię sama. Uwielbiam siedzieć w ciemności, spacerować po nocnej łące o dowolnej porze roku i fazie księżyca. U Sandberg wyczuwam podobne tendencje – jednoczesne upodobanie i obawa przed ciemnością. Wyprawiając się na odludną północ autorka poddaje się próbie, jakiej i ja oddawałam się choć pod inną szerokością geograficzną.

Wiem, że najgorszy moment dopiero nadejdzie, gdy położę się i zamknę oczy, próbując zasnąć. Gdy będę musiała zrezygnować z kontroli. Nie boję się wilka, zjawy czy nieniedźwiedzia polarnego. Czego więc się boję? – pyta Sandberg sama siebie, bo przecież w promieniu kilometra nie ma nikogo.

O świcie, kiedy przez okno wchodzi słoneczne światło myśli się już inaczej. Trudno nawet zrozumieć, czego baliśmy się wieczorem. Z drugiej strony wiemy, że po zachodzie słońca znów będziemy się starali skupić na jakiś prostych czynnościach (Sanberg na przykład szydełkuje), by zapomnieć o strachu i spokojnie zasnąć.

Przekaz reportażu „Ciemność” jest szlachetny – uświadomić czytelnikom, że środowisko naturalne jest zanieczyszczone coraz większą ilością sztucznego światła, coraz gorzej czujemy się pozbawieni możliwości pobycia w mroku, absurdalnie coraz mniej widzimy wśród świateł poza ciemnością. Sandberg pomaga zrozumieć, dlaczego należy poważnie traktować ludzką potrzebę mroku. Autorka prowadzi czytelnika w ciemność, pokazuje, że niesie ona ulgę i oczyszczenie. Nie każdemu łatwo zmierzyć się z mrokiem północnych zimowych krain, ciemnych pomieszczeń, własnego wnętrza. Przedsięwzięcie Sandberg zachęca jednak do przejrzenie się w ciemności, dostrzeżenia w niej pierwotnego przyjaciela. Może bez tego doświadczenia nie uda nam się oczyścić przestrzeni z oślepiających zanieczyszczeń świetlnych.

Na świecie nie ma już zbyt dużo miejsc wolnych od zanieczyszczeń sztucznym światłem. Zdjęcia satelitarne zrobione przez NASA pokazują, że zanieczyszczenie to zwiększyło się dramatycznie w ostatnich dwudziestu latach. Zanieczyszczenie światłem definiuje się jako niechciane sztuczne światło, a badacze odkrywają coraz więcej jego negatywnych skutków – pisze Sandberg tłumacząc, że ciemność jest nam tak samo potrzebna jak naturalne światło.

Choć to książka reportażowa, mimo porcji rzetelnej wiedzy, zebranych przez autorkę informacji, to właśnie wyobrażenie kobiety szydełkującej w chatce na pokrytym śniegiem odludziu pogrążonym w mroku wywarło na mnie niezapomniane wrażenie. I poezja, oczywiście – jak światło wyłaniające się z ciemności, dzięki niej widzialne.

Justyna Polakowska

Singri Sandberg „Ciemność”, przełożyła Joanna Barbara Bernat, wydawnictwo Mova, 2019.