.

Jamie Kreiner „Reguła mnicha”

Nie tylko w habicie

Po co była uważność mnichowi – dawno temu, gdzieś na początku średniowiecza? Nie wystarczył habit i święty spokój? Właśnie chodziło o to, żeby spokój był święty. Jamie Kreiner pisze o tym, jak trudno było osiągnąć świętość spokoju. Izolacja od społeczeństwa nie zawsze wystarczała, by utrzymać pożądany uduchowiony stan. Rozpraszać mogli koledzy z zakonu, własne ciało, nawet czytanie ksiąg, czy obrazy ukryte w pamięci, w umyśle.

Autorka pisze o tym analizując teksty świadczące o umysłowości, zwyczajach mnichów żyjących w klasztorach, pustelników, ascetów. Temat bardzo ciekawy dla tych, którzy położyli już lagę na szansach współcześnie żyjącego człowieka na bycie uważnym. Współcześnie jesteśmy przebodźcowani, mamy komórkowe telefony, gadające lodówki, a wiadomości z szerokiego świata oglądamy nawet na fotelu u dentysty. No, nie ma jak się skupić. Jednak w głębokim średniowieczu, jak zawsze istniał świat. A to rozprasza (jak chciał Świetlicki). Świat mnicha był inny niż nasz świat, kimkolwiek obecnie nie jesteśmy. Wszystkich nas wodzi na pokuszenie – rozglądanie się na boki, albo wstecz. Mamy podobne wyzwania – my, włożone w ciała, bezskrzydłe drobiny światła. Tęsknimy. Prosimy o uwagę, a kiedy już się dowiemy, że to nie ma sensu, pracujemy nad własna uwagą – cenną jak dziecko, które dopiero wypuszczamy w świat i, jak nam się wydaje, niezepsute nadmiarem węglowodanów, brzydkich słów, wydłużających się dobranocek. Staramy się troskliwie prowadzić swoją uwagę, żeby nie błądziła. Staramy się. Czy staramy się bardziej niż pustelnicy, zakonnicy? Oni też musieli zakrzątnąć się wokół siebie – zjeść, podrapać, zmęczyć, odpocząć.

Co miało dać utrzymanie pełnej uważności na sprawach boskich? Czy bezpośrednio po osiągnięciu tego stanu szło się do nieba? A co ma dać nam współcześnie – królestwo niebieskie na ziemi? Nie wiadomo, ale umiejętność utrzymania uwagi jest warta zapalenia świeczki. Potrafią to uzasadnić naukowcy. Więc jest o co powalczyć.

„Reguła mnicha” to książka, która inspiruje do skorzystania ze starodawnego mnisiego przykładu. Zakonnicy, asceci pozostawili bowiem po sobie przykład i ćwiczenia jakie stosowali, aby skupić się na tym, na czym ich zdaniem było warto. Przy okazji dzięki treści książki poznajemy mnichów bliżej – przestają być odległymi zakapturzonymi postaciami zza kilkunastowiecznej góry, albo świrusami przytupujący z zimna na słupie. Oni także mieli swój plan. Dokądś dążyli, o coś im chodziło. Kiedy zaglądniemy mnichowi pod habit może się okazać, że niewiele się od nich różnimy. Budzili się i żyli, dotykali, jedli, rozmawiali, pili wino i grali w ludzkie gry (też Świetlicki „Korespondencja pośmiertna”). Starali się być wierni. Chyba o to chodzi w pracy nad uważnością – o zachowanie wierności: sobie. Różnice polegają na tym z czego poszczególni uważający uważają, że się składają.

Tak jak kiedyś, kiedy praca związana z koncentracją musiała być ciągła, ponieważ umysł również pracował bez przerwy, a Wszechświat, z którym był powiązany, cechowała zmienność i dziś nie ustajemy w tropieniu upragnionego stanu pełnego skupienia uwagi. Szukamy sposobów i przepracowujemy lekcje. Świadomość, że mierzymy się z tym od stuleci może dodawać nam skrzydeł, jeśli te są nam potrzebne, choć nieuwaga może wydać się nam niepokonana.

„Reguła mnicha” to książka dla zainteresowanych historią różnych form życia mnisiego. Zaciekawi także tych, którzy do tej pory nie pochylali się nad zawartymi w niej zagadnieniami, ale strona po stronie zorientują się, że wielu z nas ma coś z mnicha próbującego skoncentrować się na wartościowych sprawach, podczas gdy świat na różne podstępne sposoby odciąga nas w rozmaitych kierunkach.

Justyna Polakowska

Jamie Kreiner, „Reguła mnicha. Czego o uważności możemy dowiedzieć się od średniowiecznych zakonników”, przełożyła Małgorzata Kafel, wydawnictwo HI:STORY, 2024.