.

Georgi Gospodinow „Powieść naturalna”

W świecie much

To bywa kuszące – możliwość poświęcenia się obserwacji rzeczywistości w jej najprostszych formach. Usiąść w zdezolowanym, acz stylowym fotelu gdzieś w słońcu na placu targowym i patrzeć w światło. Możliwość koncentracji na tych cząstkach świata, które rzadko interesują ludzi zajętych ważnymi sprawami świata tego. Możliwość zgłębiania aspektów kosmosu niedostrzeganych przez tych, którzy krzątają się wokół własnego kawałka życia. Kiedy materia owego własnego kawałka ulega zawirowaniom, ulega rozproszeniu, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zostać wnikliwym obserwatorem wypartych na odległe plany elementów uniwersum, aby pozwolić się im zagarnąć, stopić się z nimi, utożsamić.

Bohater „Powieści naturalnej”miał żonę, ale rozstali się. Niby nic wielkiego – i tak się kłócili. Jednak wątek okoliczności zakończenia małżeństwa często w powieści powraca, więc pewnie jest ważny dla tego, co dzieje się z Gospodinowem (w powieści narrator – główna postać nosi nazwisko autora) w toku nielicznych zdarzeń. Zdarzenia są nieliczne, ale życie intelektualne – bohatera bardzo intensywne. Podejmuje on studia nad historią much, analizuje także ważkie kwestie dotyczące klozetów. Pragnie napisać powieść fasetkową – powieść w swej strukturze przypominającą sposób widzenia muchy. Codzienność składa się bowiem z zazwyczaj niedostrzegalnych elementów, jak brzęczenie muchy. Bohater zauważa je, angażuje się w życie mikrych stworzonek, przejmuje ich perspektywę, staje się nimi. Tworzy dzieło – powieść, albo film. To będzie film, w którym bohater bez żadnego celu leży po południu na łóżku. Bohater, który łazi po mieszkaniu, chodzi do toalety, przegląda stare gazety, spuszcza wodę i ziewa. Może w ogóle nic nie mówić. I żadnych wewnętrznych głosów. Człowiek zajęty swoimi myślami, których my nie znamy. W większości przygnębiającymi myślami. Codziennymi. Taki powooolny film, w którym nawet tragedie nie mają blasku, a wypalają się jak zapałki w popielniczce. Tylko o jednym człowieku. Film bez społeczeństwa, bez misji. Film tylko o tym, co się w życiu tli.

Nie, to nie nuda, wręcz przeciwnie – to bardzo, mocne przeżywanie życia. Jego spełnieniem może być siedzenie w ogrodzie za domem, między psią pietruszką, pokrzywami, w bujanym fotelu z paczką tanich papierosów. Tylko wciągać z dymem wszystko, co pojawia się przed moimi oczami – obłoki, dachy, samoloty pasażerskie, drogę mleczną, wszystko. Wszystko można przełknąć z odrobiną dymu – konstatuje Gospodinow, który mimo iż przebąkuje o tworzeniu powieści, a nawet pewnej misji, to jednak od rozstania z małżonką coraz bardziej znika.

Czy bardziej się jest, kiedy chłonie się świat, wpuszcza go w siebie, pozwala jego cząstkom wejść między własne cząstki? Czy to oświecony stan, stan wyższy? Czy może wtedy jest się mniej, bo zasadniczy komponent własnego jestestwa rozpuszcza się, a może właśnie znika? Czy, aby utrzymać się przy bycie należy zachować własny kontur, ściśle przylegający do konturów innych ludzi krzątających się wokół podobnych spraw, okoliczności? Oto dylemat. Gospodinow inspiruje czytelnika do zbadania go, do przemyśleń którymi może inaczej czytelnik nie zająłby się z uwagi na zaprzątnięcie sprawami mniej bliskich ciału. (To, co najbliższe ciału jest zbyt bliskie, by zostało dostrzeżone.) Dokąd zaprowadzą te przemyślenia? Samego bohatera zaprowadziły do szaleństwa. Przynajmniej tak wynika z ostatnich linijek powieści fasetkowej.

Lubię utwory literackie, których nie rozumiem. Otwierają przede mną światy, których wcześniej nie znałam. Nawet, jeśli nie są to te światy, jakie pragnął otworzyć przed czytelnikiem autor. Tym więcej inspiracji, im mniej rozumiem. Tym większy wysiłek intelektualny, im bardziej książka wychwalana przez literaturoznawców, bo coś w niej musi ważkiego być i pragnę wiedzieć, co. Dlatego tak mnie cieszy „Powieść naturalna” Gospodinowa. Jeszcze o niej myślę.

Justyna Polakowska

Georgi Gospodinow „Powieść naturalna”, przełożyła Marta Hożewska, Wydawnictwo Literackie, 2023.